Minister zdrowia zapowiedział reaktywowanie różnych obszarów medycyny, które w czasie pandemii – zostały “zamrożone”. Problem w tym, że nie wiadomo, jak zachowają się pacjenci. Ruszą szturmem leczyć zaniedbane z konieczności choroby, czy wprost przeciwnie – ze strachu przed zakażeniem nadal ograniczą wizyty w placówkach zdrowia do absolutnie niezbędnych.

Kwietniowe badanie Instytutu Badań Rynkowych i Społecznych na temat zachowań i postaw zdrowotnych w czasie pandemii koronawirusa wskazuje, że społeczeństwo coraz bardziej docenia postawy prozdrowotne i jest gotowe do inwestowania we własne zdrowie. 53,3 proc. respondentów deklaruje, że dba o nie bardziej niż w analogicznym okresie ubiegłego roku, 43, 6 proc. dba o zdrowie tak samo jak rok temu “Podsumowując można powiedzieć, że rozwojowy stan epidemii w Polsce zmobilizował zdecydowaną większość Polaków do znacznie większej troski o swoje zdrowie” – czytamy w komentarzu IBRiS.

Podobne obserwacje ma prof. Henryk Domański z Instytutu Filozofii i Socjologii PAN. Wskazuje on, że pandemia jest związana z zachowaniami prozdrowotnymi. – A im ludzie wyżej lokują się w hierarchii społecznej, tym bardziej dbają o zdrowie. Nie tylko dlatego, że ich na to stać, ale i dlatego, że dbałość o zdrowie traktują jako inwestycję, która się opłaca i powinna się zwrócić – twierdzi w rozmowie z PAP.

– Mamy w socjologii pojęcie wartości terminalnych, ostatecznych. Zdrowie wywindowało się w tych kategoriach na czołową pozycję. Nastąpiła zmiana w kierunku zachowań prozdrowotnych; zdrowie stało się wartością terminalną, najważniejszą – podkreśla w rozmowie z Rynkiem Zdrowia prof. Marek Szczepański, socjolog z Uniwersytetu Śląskiego.

Jak zachowają się pacjenci?

Czy można zatem przypuszczać, że czeka nas szturm na placówki ochrony zdrowia lub przynajmniej zwiększenie ilości i częstotliwości wizyt w lecznicach. Co się stanie, kiedy ludzie przestaną panicznie bać się koronawirusa i ryzyka zakażenia poprzez kontakt z personelem medycznym i innymi pacjentami?

– Medycy mają powody do lęku przed chorymi pacjentami, a pacjenci przed chorymi medykami. Strach jest uzasadniony, i to z obu stron. Jedyne rozwiązanie, które przychodzi mi do głowy w kontekście obniżania poziomu lęku przed koronawirusem, to bezwzględnie przestrzeganie zaleceń MZ i służb sanitarnych. Nie ma innego wyjścia. W tym reżimie, w którym jesteśmy, osiągamy pozytywne skutki zdrowotne – wyjaśnia socjolog i dodaje: – Okazało się, że jesteśmy zdyscyplinowanym społeczeństwem. Przeglądałem statystyki dotyczące kwarantanny. Bardzo niewiele osób łamało jej rygory. Natomiast uderza solidarność społeczeństwa, która oby nie była chwilowa – zauważa prof. Szczepański.

– Biorąc pod uwagę, że wielu pacjentów czeka na wizyty zaplanowane jeszcze przed epidemią, a jeszcze więcej zapewne potrzebuje doraźnej pomocy, chwilowo zwiększony popyt na usługi medyczne może wystąpić – przyznaje dr Stanisław Maksymowicz z Wydziału Nauk o Zdrowiu Collegium Medicum Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego w Olsztynie, ekspert Nowej Konfederacji i Klubu Jagiellońskiego ds. zdrowia. – Pamiętajmy jednak, że struktura systemu nie zmieniła się. Więc nawet, jeśli pojawi się tymczasowo większe zainteresowanie ze strony pacjentów, szybko trafi na ścianę niskiej podaży – tłumaczy ekspert.

Maksymowicz zwraca uwagę, że polski system zdrowotny jeszcze przed epidemią cierpiał na liczne problemy. – Był niedofinansowany, niestabilny kadrowo, pozbawiony odpowiedniej koordynacji – te problemy nie zniknęły. Zostały może zaduszone sytuacją epidemiologiczną.

E-zdrowie – ostatnia deska ratunku

Swoistym buforem bezpieczeństwa osłaniającym system przed zwiększonym napływem pacjentów stały się teleporady i e-zdrowie. Są one ostatnią deską ratunku dla przerażonych, zamkniętych w domach ludzi, bombardowanych nieustannie przekazem, że poza Covidem19 nie liczą się inne problemy medyczne.

– Znaczna część starszych Polaków jest jednak poza Siecią, jest cyberwykluczona, więc nie może korzystać z e-konsultacji, e-recept itp. udogodnień. Ta grupa z całą pewnością najszybciej odwiedzi przychodnie, kiedy to tylko będzie możliwe – przewiduje Marek Szczepański. Jego zdaniem kolejną grupą będą osoby, które odkładają planowe wizyty i zabiegi.

Do kategorii osób odczuwających potrzebę pilnego i stałego kontaktu z lekarzami zaliczyć można również: ludzi aktywnych zawodowo i życiowo (40-49 lat), osoby starsze (70+), ludzi z niższym poziomem wykształcenia, osoby z wysokim poziomem lęku przed zarażeniem koronawirusem i ciężkim przebiegiem choroby. Właśnie te środowiska w cytowanych badaniach IBRiS najczęściej deklarują podejmowanie działań prozdrowotnych.

– Szturmu się jednak nie spodziewam – zaznacza profesor i podkreśla, że jego nadejście blokują telefoniczne konsultacje z lekarzami i kontakt przez komunikatory.

Z kolei dr Maksymowicz zauważa, że lekarze i ośrodki zdrowia do telemedycyny podchodziły jak przysłowiowy pies do jeża. Teraz to się zmieniło. – Jednym z niewątpliwych efektów aktualnej sytuacji epidemicznej będzie szerokie wykorzystanie zapośredniczonych metod komunikacji – ocenia ekspert.

Minister Łukasz Szumowski jest podobnego zdania. – Chcemy, aby już wracały wszelkie możliwe zabiegi i przyjęcia pacjentów, także w zakresie badań profilaktycznych, czy w AOS. Na szczęście mogliśmy wykorzystać telemedycynę czy e-receptę. Informatyzacja poszła do przodu i wykorzystujmy ją, ale musimy dać możliwość pacjentom, nie tylko tym z COVID-19, do korzystania z badań i zabiegów, aby ochronić ich zdrowie – wskazuje minister, komentując obecną sytuację w ochronie zdrowia. Zwraca też uwagę, że „około 30 proc. działalności medycznej zostało w kraju z powodu epidemii spowolnione”.

Nie ma jednoznacznej odpowiedzi na pytanie, jak zachowa się społeczeństwo, gdy opadną emocje związane z koronawirusem. Wiadomo natomiast, że nawet największy strach można oswoić, ryzyko skalkulować. Gdy tylko takie myślenie zacznie dominować, pacjentów będzie przybywać. Jak wówczas zareagują placówki zdrowia, które dziś unikają planowych wizyt jak lekarz rodzinny hipochondryka? Muszą się z tym liczyć decydenci i menadżerowie ochrony zdrowia. Oni też kalkulują ryzyko.

Bezpieczny powrót

Pytani o perspektywę powrotu ochrony zdrowia do normalnego funkcjonowania, zarządzający szpitalami odpowiadają, że potrzebne jest spełnienie kilku podstawowych warunków, m.in. szpitale muszą przestać być ogniskami zakażeń.

– Do tego, byśmy mogli dokonać otwarcia systemu ochrony zdrowia potrzebne są dwa warunki. Pierwszy i najważniejszy, z którym dziś jest jeszcze pewien problem, to stabilna sytuacja epidemiczna w podmiotach leczniczych – uważa gen. prof. Grzegorz Gielerak, dyrektor WIM. Kolejnym koniecznym warunkiem jest zapewnienie placówkom adekwatnych do potrzeb środków ochrony osobistej i dezynfekcji, a także przestrzeganie ustalonych procedur oraz szkolenie personelu.

Dyrektorzy szpitali podkreślają z naciskiem, że bezpieczeństwo personelu jest jednym z kluczowych elementów, by w ogóle myśleć o znoszeniu procedur ostrożnościowych. Uważają, że szpitale powinny mieć możliwość bezpiecznego i efektywnego izolowania pacjentów chorych lub z podejrzeniem choroby. Każdego pacjenta trafiającego do szpitala powinno się traktować jako potencjalnie zakażonego i wykonać mu test diagnostyczny. Powszechne wykonywanie testów to kolejny warunek otwierania placówek.

– Ludzie chorują podobnie jak do tej pory, ale z różnych powodów do szpitali nie docierają (…) Albo umierają przed szpitalem, albo żyją ze swoimi dolegliwościami poza nadzorem i opieką systemu ochrony zdrowia. Niestety narażają się w ten sposób na ryzyko, jeśli nie bezpośrednich, to na pewno odległych powikłań. Inna grupa to chorzy na choroby przewlekłe, u których w dłuższej perspektywie dojdzie do nasilenia dolegliwości w rezultacie zaprzestania wymaganych procedur medycznych – komentuje w wypowiedzi dla PAP obecną sytuację pacjentów gen. Gielerak.

źródło: rynekzdrowia.pl