Polityka państwa dotycząca szczepień ochronnych tkwi mentalnie w latach 60. ubiegłego wieku. To oznacza ograniczony dostęp do nowoczesnych szczepień – tylko niektóre szczepionki, i to te dla dzieci, są za darmo. Pozostałe są płatne. Pora z tym skończyć – mówi Rynkowi Zdrowia dr hab. Ernest Kuchar.

Rynek Zdrowia: Jak wygląda dostęp polskich pacjentów do szczepień ochronnych?

Dr hab. Ernest Kuchar, kierownik Kliniki Pediatrii z Oddziałem Obserwacyjnym WUM, prezes Polskiego Towarzystwa Wakcynologii: – W Polsce polityka państwa dotycząca szczepień ochronnych różni się niekorzystnie od tej prowadzonej w krajach bogatych, gdzie dochody mieszkańców są wyższe. W większości państw dominuje polityka całkowitej lub częściowej refundacji, co nie tylko poprawia dostępność szczepień, ale też wyrównuje różnice między ludźmi.

W Polsce natomiast występuje taki relikt czasów zaprzeszłych, polegający na filozofii: albo podstawowy pakiet za darmo, albo coś lepszego za pełną odpłatnością, na własny koszt. Oznacza to, że tylko niektóre szczepionki, i to te dedykowane dzieciom do 19 roku życia, w ramach szczepień obowiązkowych, są całkowicie za darmo.

Zdecydowana większość, z nielicznymi wyjątkami, jak np. szczepienie przeciw grypie dla przewlekle chorych, są w pełni płatne. Są to tzw. szczepienia zalecane i alternatywne dla szczepionek obowiązkowych. To sprawia, że jedną z większych barier w dostępie do szczepionek staje się cena i brakuje zupełnie mechanizmu wyrównującego dostępność zależnie od zamożności. Wśród szczepień alternatywnych do obowiązkowych znajduje się też pula szczepionek nowoczesnych, wysokoskojarzonych, które można podać dzieciom w ramach kalendarza szczepień, jednak ponosząc stuprocentową odpłatność.

– Czy taką blokadą dla rozwoju Programu Szczepień Ochronnych w Polsce jest ograniczony dostęp do nowoczesnych szczepionek?

– Oczywiście, że tak. Z dwóch powodów. Po pierwsze, wszystkie nowe szczepionki stanowią wielki postęp w medycynie, a te są w Polsce generalnie pełnopłatne. Chociażby szczepienia przeciwko HPV, pneumokokom czy ospie wietrznej dla ludzi dorosłych, także należących do grup ryzyka ciężkiego przebiegu tych chorób. Po drugie, nasz kalendarz szczepień wciąż odpowiada ideom z lat 50-60 ub. wieku.

W Polsce program bezpłatnych szczepień kończy się na 19 roku życia. To jest absurd. W czasach, kiedy zdecydowaną większość społeczeństwa stanowią ludzie starsi, z chorobami przewlekłymi, my ciągle zawężamy szczepienia do dzieci. To, że szczepimy dzieci jest słuszne i dobre, ale trzeba brać pod opiekę też inne grupy społeczne, jak ludzi chorych czy seniorów. Dopiero pandemia COVID-19 zwróciła uwagę na ten problem.

Wprawdzie są w Polsce szczepionki dla osób dorosłych, jednak w pełni płatne i bez motywacji dla lekarzy rodzinnych do ich stosowania. Brak szczepień tłumaczono dotąd ograniczonymi środkami budżetowymi, jednak w sytuacji, gdy system ochrony zdrowia jest finansowany z jednego głównego źródła, to w przypadku choroby muszą się znaleźć środki na leczenie, a wystarczyłoby zaszczepić wcześniej całą populację.

Panel szczepień dla dorosłych jest niewielki. Składa się z podawanej co 5-10 lat szczepionki przeciwko tężcowi, błonicy, krztuścowi i raz w życiu przeciwko pneumokokom. Do tego, co roku grypa i oczywiście COVID-19 według opracowanego schematu postępowania.

– Jaki model finansowania szczepień należałoby wprowadzić, aby zachęcić Polaków do szczepień?

– Szczepionki powinny być dostępne w refundacji aptecznej. To stanowi ważny komunikat dla pacjenta. Jeśli coś jest na zniżkę, to znaczy, że to jest istotny lek. A szczepionkę też trzeba traktować jako produkt leczniczy. Poza tym dofinansowując leki, państwo promuje pewne zachowania prozdrowotne. Pokazuje: te leki są refundowane, są dostępne, bo są ważne. A szczepionki są z tego wyjęte. Tymczasem stanowią przykład realizowania polityki zdrowotnej.

Mało tego, szczepienia w przeciwieństwie do leków, są prowadzone w interesie nas wszystkich. Osoby zaszczepione nie chorują, ale też nie zakażają swojego otoczenia. W ten sposób chronią tych, którzy nie mogą być zaszczepieni. Konieczne jest więc, przynajmniej w znacznej części, przesunięcie finansowania szczepionek na państwo. Chodzi o to, aby koszt szczepień nie był barierą dla przeciętnego odbiorcy.

Problem z dziećmi polega z kolei na tym, że mają szczepień wyjątkowo dużo, co sprawia, że okres najintensywniejszych wizyt spada na barki młodych rodziców. Dla nich konieczność zaszczepienia dziecka odpłatnie to duże obciążenie. Do tego niektóre szczepienia należy wykonać w określonym przedziale czasowym. W tym roku np. wchodzi do kalendarza szczepienie przeciwko rotawirusom.

Jednak jeszcze rok temu rodzice musieli szczepić dziecko na własny koszt a w wypadku tej szczepionki okno na jej podanie jest bardzo wąskie, mieści się między 6 a 12 tygodniem życia. Jeśli rodzic w tym oknie się nie zmieścił, to dziecka już nie zaszczepił. W wypadku choroby dziecka traciliśmy wszyscy. Decydenci wprowadzają uproszczenie, że koszty szczepień równają się cenie szczepionki. Nie liczy się czasu lekarza, pielęgniarki czy rodziców. Nie bierze się pod uwagę kosztów pośrednich związanych z chorobami.

Kolejną ważną rzeczą jest możliwość podania w czasie jednej wizyty jak największej liczby szczepionek. Po pierwsze, dlatego, że oszczędzamy na kosztach obsług. Po drugie, dzieci często chorują. Stąd ważną rolę odgrywa okazja. Dziecko jest zdrowe – to szczepimy tyle ile można i trzeba.

Argument ten zyskuje na znaczeniu w okresie pandemii, kiedy ważne jest ograniczenie wizyt bezpośrednich w przychodniach.

I kolejna ważna rzecz to liczba wkłuć. Rodzic toleruje przeciętnie cztery wkłucia u dziecka. Dlatego dobrym wyborem są szczepionki wysokoskojarzone, które pozwalają na uodpornienie za pomocą jednej iniekcji przeciwko kilku chorobom. Przykładowo w ciągu dwóch pierwszych lat życia dziecka, dzięki szczepionkom 6-składnikowym możemy ograniczyć liczbę iniekcji z 19 do 10. Jednak szczepionki te są obecnie całkowicie pełnopłatne. Refundacja apteczna mogłaby zwiększyć ich dostępność dla rodziców.

źródło: rynekzdrowia.pl