Pracownicy budżetówki i związkowcy są oburzeni propozycją przyszłorocznych podwyżek płac dla ich sektora. Rząd postuluje, by wynagrodzenia poO propozycji wysokości planowanych podwyżek dla budżetówki w 2025 roku poinformowało w czwartek Centrum Informacyjne Rządu. Jak ustalił serwis money.pl, przed Radą Ministrów w gabinecie Donalda Tuska pojawiła się inna propozycja – pochodząca z resortu pracZwyciężył wariant tańszy dla budżetu państwa. W komunikPrzyjęcie oszczędniejszego planu pomogłoby zaoszczędzić w przyszłym roku około 8 mld zł w porównaniu z propozycją resortu pracy. Jednak zanim podwyżka dla budżetówki o 4,1 proc. stanie się obowiązującym prawem, rząd musi przedłożyć tę propozycję Radzie Dialogu Społecznego. A tam o szybki kompromis ze związkami zawodowymi może być trudno.

My tej decyzji na pewno na Radzie Dialogu Społecznego nie zaakceptujemy. Jest nieprzemyślana, wręcz skandaliczna i uderza w pracowników sfery budżetowej – mówi WP Finanse Norbert Kusiak, dyrektor wydziału polityki gospodarczej OPZZ.

Dlaczego? Kusiak podkreśla, że sfera budżetowa od lat zaniedbywana jest przez polityków, a kolejne podwyżki płac nie nadążają za wzrostem kosztów życia. – Od 2021 r. ceny wzrosły w Polsce łącznie o 41 proc. Tymczasem wskaźnik wzrostu wynagrodzeń w budżetówce w tym czasie wyniósł 27,8 proc. – wylicza związkowiec.

Wspólne stanowisko trzech central związkowych mówi o podwyżce nie mniejszej niż 15 proc. Związkowcy mają jednak obawy dotyczące rozmów ze stroną rządową.acie zaznaczono, że waloryzacja płac o 4,1 proc. jest równa prognozowanej średniorocznej dynamice cen towarów i usług kons- Doświadczenia z minionych lat pokazują, że rząd czasem komunikuje decyzję, a następnie markuje negocjacje ze stroną związkową. Mamy nadzieję, że w tym roku zasiądziemy do prawdziwej, konstruktywnej dyskusji – mówi przedstawiciel OPZZ.

Płace w budżetówce się spłaszczają

Skromna podwyżka o nieco ponad 4 proc. mocno kontrastuje także z proponowanym wzrostem płacy minimalnej, który ma sięgnąć w przyszłym roku 7,6 proc.

Po raz kolejny dojdzie do spłaszczania struktury wynagrodzeń w sądownictwie i całej sferze budżetowej – komentuje w rozmowie z WP Finanse Urszula Łobodzińska, wiceprzewodnicząca Krajowego Niezależnego Samorządnego Związku Zawodowego “Ad Rem” pracowników sądownictwa.

Łobodzińska relacjonuje, że wśród pracowników sądów wrze już od poniedziałku, gdy pojawiły się pierwsze przecieki dotyczące planowanego przez rząd wzrostu wynagrodzeń w budżetówce. Jej zdaniem niska podwyżka nie ułatwi sądom poszukiwania nowych pracowników. Obecnie wielu z nich dostaje na starcie krajowe minimum. Za takie pieniądze trudno jest Spłaszczanie wynagrodzeń nie jest jednak wyłącznie problemem sądownictwa. Bartłomiej Mickiewicz, zastępca przewodniczącego Komisji Krajowej NSZZ “Solidarność”, ocenia, że płacę minimalną otrzymuje co najmniej 50 proc. sfery budżetowej.

Mickiewicz komentuje, że problemem jest nie tyle sam wzrost płacy minimalnej, co płace specjalistów w urzędach, które często odbiegają od krajowego minimum o zaledwie kilkadziesiąt lub sto kilkadziesiąt złotych. Gdy płaca minimalna wzrośnie o ponad 7 proc. a płace pracowników budżetówki o trochę ponad 4 proc., różnica w zarobkach zmniejszy się jesz- Każde tTaka sytuacja ma miejsce od wielu lat. W ubiegłym roku, gdy sfera budżetowa dostała 20-proc. podwyżki, płaca minimalna wzrosła o 19,4 proc. (łącznie z podwyżką lipcową). Efekt szumnych politycznych obietnic był więc taki, że pracownicy budżetówki zarabiający krajowe minimum, dostali niemal dokładnie te same podwyżki, co miliony Polaków w sektorze prywatnym.

Ba, część pracowników na tej podwyżce wręcz straciła. Bartłomiej Mickiewicz wspomina, że zdarzało się już, że jednostki budżetowe nie otrzymywały dostatecznych środków, by pokryć wzrost płacy minimalnej. By znaleźć pieniądze na wyrównanie zarobków do ustawowego minimum, sięgały więc do kieszeni lepiej wynagradzanych pracowników i obcinały im pensje. – To kuriozalna sytuacja i liczę, że już się nie powtórzy – mówi Mickiewicz.

“Erozja administracji”

W obronę pracowników budżetówki bierze teraz także środowisko przedsiębiorców. Jak komentuje w rozmowie z WP Finanse Mariusz Zielonka, ekspert ekonomiczny Konfederacji Lewiatan, podwyżki zaproponowane przez rząd Donalda Tuska są ciekawym przykładem na to, że dużo łatwiej wydaje się pieniądze pracodawców niż budżetowe.

Wzrost płac w sferze budżetowej zaproponowany przez rządzących będzie kolejnym elementem erozji szeroko rozumianej administracji publicznej -ostrzega Zielonka.

Ekspert Konfederacji Lewiatan obawia się, że spadek jakości kadr w administracji będzie negatywnie oddziaływał na warunki prowadzenia działalności gospodarczej. – Praca ZUS-u, urzędów skarbowych, sądów i innych in- Minister sprawiedliwości Adam Bodnar podkreślał wielokrotnie, że przewlekłość postępowań w sądach jest spowodowana również tym, że pracownicy są słabo opłacani – dodaje Urszula Łobodzińska. – Rząd tłumaczy brak realnych podwyżek koniecznością zwiększenia wydatków na obronność. Pracownicy cywilni może nie walczą z karabinem w ręku, ale także odpowiadają za stabilność państwa. To osoby, dzięki którym państwo działa na co dzień – argumentuje wiceprzewodnicząca “Ad Rem”.
stytucji wprost przekłada się na jakość świadczonych dla pracodawców usług – wskazuje.

Podwyżki tylko po wyborach?

Związki zawodowe postulują, by powiązać wynagrodzenia sfery budżetowej z przeciętnym wynagrodzeniem w gospodarce. Obecnie, mówi Urszula Łobodzińska, wzrost płac w budżetówce jest powiązany z kalendarzem wyborczym.

Przypomina, że poprzedni rząd po wyborach i protestach dał budżetówce 1000 zł podwyżki, a potem płace praktycznie stanęły w miejscu. – Powiązanie płac ze wskaźnikiem ekonomicznym zatrzymałoby falę odejść z budżetówki – przekonuje wiceprzewodnicząca “Ad Rem”.

Ten system jest po prostu niewydolny. Wszyscy to widzą – mówi bez ogródek Norbert Kusiak.

Dyrektor OPZZ ostrzega, że niska podwyżka płac doraźnie być może wygeneruje pewne oszczędności w budżecie państwa, ale tylko w teorii, bo część pracowników zarabiających krajowe minimum musi potem korzystać z pomocy społecznej.- Po drugie mamy problem związany z odpływem wysoko wykwalifikowanych kadr do sektora publicznego. Nie może być tak, że osoby decydujące o przetargach za miliardy złotych zarabiają minimalną krajową. To krótkowzroczna polityka – puentuje związkowiec.

źródło:wp.pl