USG płuc może być bardzo szybkim testem wczesnych zmian śródmiąższowych w płucach u chorych na COVID-19 i wskazaniem do hospitalizacji tych zakażonych koronawirusem SARS-CoV-2, u których nie występują objawy takie jak duszności czy problemy z oddychaniem – mówi dr Paweł Grzesiowski, immunolog, pediatra, ekspert ds. zakażeń, w rozmowie z “Pulsem Medycyny”.

Jak ocenia pan efekty wprowadzonych w Polsce ograniczeń na przebieg pandemii w naszym kraju? Czy są powody do ostrożnego optymizmu?

Należy podkreślić, że obecna sytuacja epidemiologiczna jest bardzo dynamiczna. Możemy spodziewać się szybkiego wzrostu zachorowań. Warto jednak zwrócić uwagę na fakt, że w tej chwili fala epidemiczna w Polsce ma niższe wartości, mówiąc obrazowo: jest bardziej płaska niż krzywa epidemiczna wielu krajów w Europie Zachodniej. To jest ważny punkt startowy do kolejnych tygodni. Widzimy wyraźnie, że w krajach, gdzie początek fali epidemicznej startował z poziomu kilku tysięcy przypadków, w tej chwili jest ich ponad 100 tys. Mamy przed sobą jeszcze 2-3 tygodnie wzrostów, ale gdy rozmawiamy, czyli 6 kwietnia, jesteśmy na poziomie 5 tys. zachorowań. Jest więc spora szansa, że następne tygodnie nie przyniosą tak dużej liczby przypadków, jak w innych krajach. Z całą mocą należy jednak podkreślić, że będzie to ostatecznie zależało od tego, czy Polacy zostaną w domach, nie pojadą w święta do rodzin i będą przestrzegać zalecań.

Gorączka, suchy kaszel, z czasem duszności – to najczęściej występujące objawy zakażenia nowym koronawirusem. Co wiadomo o innych symptomach? Pytam, bo podobno u części chorych jedynymi objawami są zaburzenia węchu i smaku lub tylko katar. Czy wiadomo, jaki procent zakażonych może mieć skąpoobjawowy przebieg infekcji?

Mamy już sporo statystyk dotyczących przebiegu COVID-19. Wiemy, że ok. 15-20 proc. pacjentów choruje na tyle ciężko, że wymaga wsparcia szpitalnego. Wiemy też, że obecnie ok. 30 proc. dorosłych, a nawet być może ok. 50 proc. dzieci, choruje skąpoobjawowo lub bezobjawowo. Bardzo wiele osób przechorowuje tę infekcję z błahymi objawami, których nawet nie kojarzy z COVID-19. To mogą być zaburzenia smaku, węchu, średnio nasilona gorączka, osłabienie, bóle mięśniowe. Kilka procent chorych ma biegunkę. W przypadku łagodnego przebiegu zakażenia jest spore ryzyko, że tacy pacjenci będą zarażać kolejne osoby nieświadomie. To zła wiadomość. Dobra jest natomiast taka, że większość pacjentów zakażonych SARS-CoV-2 wyzdrowieje i nie będzie miała odległych powikłań.

Wszyscy w duchu liczymy, że w perspektywie kilku, kilkunastu tygodni sytuację uda się opanować. Ale czy jesienią, zimą SARS-CoV-2 może zaatakować ponownie?

Żeby nie chorować grupowo, 60-70 proc. populacji powinno mieć odporność. Trudno, by stało się to po pierwszym sezonie. W przypadku wirusa SARS-1 odnotowano dwa sezony jego aktywności. W przypadku MERS zachorowania zdarzają się do dziś, ale też dwa sezony były burzliwe. Z kolei grypa świńska towarzyszy nam od 2009 roku i co roku powoduje ok. 4 mln zachorowań w Polsce. SARS-CoV-2 to nowy mutant, trudno dziś przewidzieć, jaką będzie miał dynamikę. Natomiast pierwsza fala epidemiczna zawsze jest najgwałtowniejsza, gdyż wirus trafia na całkowicie nieodporną na niego populację. Dlatego dziś zachorowań na świecie jest tak wiele i są tak tragiczne w skutkach.

Więcej w wywiadzie wideo.

źródło: pulsmedycyny.pl