Jako psycholog i psychoterapeuta obserwuję wzrost zaburzeń depresyjnych, lękowych, adaptacyjnych, ostrych reakcji na stres, stanów żałoby po nagłej stracie. Nasilił się problem różnego rodzaju uzależnień – mówi nam Katarzyna Sarnicka, przewodnicząca Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Psychologów.
Specjaliści zajmujący się zdrowiem psychicznym praktycznie od początku pandemii koronawirusa ostrzegają przed jej zgubnym wpływem na nasz dobrostan psychiczny. W Polsce, jeśli chodzi chociażby o liczbę samobójstw, jeszcze tego nie widać, ale psychologowie, psychoterapeuci i psychiatrzy już mają pełne ręce roboty.
– Na pierwszym miejscu będą królować uzależnienia. W blokach startowych stoją depresja i zaburzenia lękowe – mówi nam psychiatra i psychoterapeutka Maja Herman.
– Ponieważ poczucie więzi z innymi ludźmi jest najgłębszą i najbardziej fundamentalną ludzką potrzebą, długotrwała izolacja będzie niewątpliwie doświadczeniem traumatyzującym, a odzyskanie równowagi zajmie lata – mówi psychoterapeutka Cveta Dmitrova.
Samobójstwa w Polsce nie rosną. Jeszcze
4742 – tylu Polaków według policyjnych danych skutecznie targnęło się na własne życie od stycznia do listopada 2020 r. W tym samym okresie rok wcześniej samobójstw było 4840. Nie jest zatem tak źle? Nie do końca.
– Liczba samobójstw to tylko jeden ze wskaźników kondycji psychicznej obywateli. Fakt, jest on „mocny”, ale mamy też inne sygnały, które pojawiają się znacznie wcześniej. W momencie wysokiego poziomu stresu, a taki powodują skutki pandemii, najpierw obserwujemy mobilizację – chcemy poradzić sobie z problemem, przetrwać. Mówiąc bardziej obrazowo, gdy wybucha wojna, walczymy. Dopiero na końcu łańcucha reakcji mogą pojawić się próby samobójcze – tłumaczy dr Sławomir Murawiec, psychiatra, psychoterapeuta i rzecznik prasowy Polskiego Towarzystwa Psychiatrycznego.
– Problemy, w tym te najpoważniejsze, pandemia wywołuje często u ludzi, którzy wcześniej nie mieli żadnych kłopotów ze zdrowiem psychicznym – zauważa dr Morawiec.
Zwraca uwagę, że ratują nas pewne czynniki ochronne: o skutkach pandemii dla psychiki dużo mówi się w mediach; mamy łatwy dostęp do wiedzy, jak sobie z nimi radzić; wiemy, że w swoich problemach nie jesteśmy osamotnieni, co w pewnym sensie je normalizuje, oswaja stres i wyjaśnia objawy, których doświadcza tak wiele osób.
Jak twierdzą psychiatrzy, sytuacje nadzwyczajne powodują szczególny rodzaj mobilizacji, która przekłada się na niższe statystyki samobójstw. Czy dane, którymi aktualnie dysponujemy, odzwierciedlają realną sytuację, dowiemy się dopiero za jakiś czas. – Warto pamiętać, że pandemia wprawdzie jednoczy nas w pewnym doświadczeniu ogólnoludzkim, jednak obecny system społeczny jednych chroni, a innych jeszcze mocniej spycha na margines – ocenia Cveta Dmitrova.
Katarzyna Sarnicka przypomina, że znane są doniesienia, iż w czasie wojny czy kryzysu samobójstw jest faktycznie mniej.
Psychiatrka i psychoterapeutka dr Katarzyna Szaulińska-Dynowska zauważa, że ludzie początkowo często chwalili sobie sytuację, w której spędzają wiele czasu z bliskimi, mają czas na hobby.
– Jednak współczynnik popełniania samobójstw zmienia się w trakcie trwania pandemii. Np. w Japonii w początkowych jej miesiącach obserwowano jego spadek o 20 proc., a potem, w lecie, wzrost o 7,7 proc., w tym szczególnie w populacji kobiet 20- 30-letnich, które najczęściej traciły pracę – mówi dr Szaulińska-Dynowska.
Izolacja trwa. Co się dzieje w naszych głowach?
Jak zauważa dr hab. Monika Talarowska, psycholożka i psychoterapeutka z Instytutu Psychologii Uniwersytetu Łódzkiego, do tej pory „z grubsza” jakoś sobie radziliśmy, korzystając ze zgromadzonych wcześniej zasobów emocjonalnych, ale i materialnych. Była też nadzieja, że obostrzenia zostaną zniesione, sytuacja się zmieni.
– Tymczasem w marcu minie rok narodowej kwarantanny, więc te zasoby powoli się kończą. Poziom niepokoju jest bardzo duży, ludzie są sfrustrowani, zmęczeni – tłumaczy.
Jej zdaniem skutkiem przedłużającej się narodowej kwarantanny będzie coraz częstsze pojawianie się objawów lękowych i depresyjnych.
– Wiele stanów lękowych izolacja wzmacnia, utrwala – chociażby fobie społeczne – nie trzeba wychodzić z domu, mierzyć się z lękiem. Dodatkowy stres, brak poczucia bezpieczeństwa, zwiększają też ryzyko kolejnych nawrotów zaburzeń czy chorób u osób, które wcześniej korzystały z pomocy specjalistów z obszaru zdrowia psychicznego – precyzuje dr hab. Monika Talarowska.
Jak opisuje dr Murawiec, osoby dorosłe, które dotykają trudności zawodowe, finansowe (utrata pracy, dorobku życiowego), będą podlegały najpierw bardzo dużemu stresowi. Potem mogą pojawić się zaburzenia snu, lęk uogólniony, różne dysocjacje (poczucie oddzielenia się od rzeczywistości, odrealnienia), w końcu apatia, spadek życiowej energii i – potencjalnie – silna depresja, myśli czy próby samobójcze.
Z kolei osoby pracujące, najczęściej z domu, zdaniem dr-a Murawca narażone są na przeciążenie pracą, ale i ciągłą obecnością dzieci, partnerów: – Z jednej strony praca zdalna nie wymaga dojazdów, z drugiej nierzadko „traci granice”. Możemy pracować praktycznie o każdej porze, tracimy dobowy rytm, strukturę dnia.
Seniorom – jak ocenia – bardzo doskwiera samotność. – Przed pandemią nawet osoby mieszkające same wychodziły z domu, rozmawiały ze znajomymi, sąsiadami. Teraz, z powodu konieczności zachowania dystansu społecznego, lękiem przed zakażeniem siebie i innych, nawet taka aktywność wygasła, nie mówiąc o spotkaniach rodzinnych – mówi.
Konstatuje, że z czasem sytuacja może zmierzać w kierunku „zespołów bardzo dobrze znanych psychiatrom”.
Od braku dotyku po ciężkie traumy
Cveta Dmitrova zwraca uwagę na głębokie konsekwencje braku dotyku, który koreluje z wyższym poziomem odczuwania lęku.
– Utraciliśmy dziś dostęp do pierwotnych i jakże potrzebnych sposobów regulowania naszych emocji. Wiele osób będzie próbowało radzić sobie z poczuciem przygnębienia lub zagrożenia przy pomocy różnych substancji, które doraźnie przynoszą ulgę. Wiemy o tym, że sprzedaż alkoholu w czasie lockdownu znacząco wzrosła – twierdzi Cveta Dmitrova.
Psycholożka Magdalena Bernatowicz-Bujwid tłumaczy, że może wystąpić tzw. pandemiczne ostre zaburzenie stresowe. Główne objawy to przedłużone reakcje lękowe, stany paniki, ruminacje myślowe i niemożność oderwania się od tematu pandemii.
– Może to skutkować obsesyjnym zainteresowaniem pandemią, ciągłym czytaniem najnowszych informacji czy podejmowaniem rozmów jedynie w tym obszarze. Występowanie tego zaburzenia zwiększa ryzyko myśli samobójczych czy stanów psychotycznych – podkreśla.
– Mam wrażenie, że każda izolacja i milczenie – tak jak buddyjskie odosobnienie czy rekolekcje ignacjańskie, umożliwiają głębszy kontakt z samym sobą – w tym z własnymi demonami. Ludzie, którzy przeżyli traumy i na co dzień są pochłonięci “bieżączką”, mogą czuć w trakcie pandemii, że wszystko im wypełza na wierzch. Dla przykładu pracujący za granicą mąż nagle zaczyna ciągle przebywać w domu i okazuje się, że nie da się z nim żyć. Część osób traktuje to jako impuls do zmian, podjęcia psychoterapii – zauważa dr Szaulińska-Dynowska.
Katarzyna Kucewicz, psycholog, psychoterapeuta, seksuolog oraz współtwórczyni warszawskiego Ośrodka Psychoterapii i Coachingu Inner Garden, mówi, że koronawirus z pewnością straumatyzował część społeczeństwa. – To różne wstrząsające historie, np. o nastolatkach, którzy wrócili ze szkoły, zarazili dziadków a ci zmarli – opowiada. Są też traumy po pobytach w szpitalach, obserwowaniu umierających pacjentów, utracie pracy, dochodów.
Pandemia przynosi też… korzyści
Niektórzy specjaliści, z którymi rozmawialiśmy, podkreślali, że psychospołeczne skutki koronawirusa mogą być także… pozytywne.
– Przez to, że bardzo dużo przebywamy w domach, weryfikujemy np. nasze związki, małżeństwa. Wcześniej praca była jakimś buforem, czasem ucieczką przed problemami, teraz jesteśmy zmuszeni „konsumować” nasze relacje, zmierzyć się z nimi i ocenić, czy są dla nas korzystne – zwraca uwagę dr hab. Monika Talarowska.
Dodaje: – Innym pozytywnym aspektem jest – w mojej ocenie – wzrost empatii, altruizmu w społeczeństwie. Pomagamy upadającym firmom, nosimy maseczki, by chronić nie tylko siebie, ale i innych, dobrowolnie poddajemy się kwarantannie w przypadku niepokojących objawów, chcemy się zaszczepić, by np. nie zarazić starszych bliskich.
Jak ocenia Cveta Dmitrova, pandemia odsłoniła liczne, już wcześniej obecne, problemy, wydobyła na wierzch ich esencję, uniemożliwiła ich dalsze ignorowanie. Ten stan zawieszenia, zakwestionowania dotychczasowych warunków, dał – jej zdaniem – większe przyzwolenie na poszukiwanie pomocy.
– Dla osób już wcześniej doświadczających cierpienia zatrzymanie świata przyniosło ulgę, bo nagle to, co przetacza się wokół nich, zaczęło odzwierciedlać ich stan wewnętrzny, a więc paradoksalnie, zmniejszyło poczucie izolacji. Okazało się bowiem, że frenetyczny pęd codzienności natrafił na nieprzekraczalną barierę, że ograniczenia dotyczą każdego. Z drugiej strony, aktualna sytuacja skupiła jak w soczewce wszelkie dające się wcześniej zignorować ukryte lęki, zaburzenia nastroju, problemy relacyjne – tłumaczy.
Zwraca uwagę na „pragnienie jednoczenia się i szukania wspólnotowości”.- Jest to widoczne choćby w najbardziej licznych protestach od lat – zauważa.
– Myślę, że możliwość rozmowy zdalnej sprawiła, iż wiele osób ośmieliło się wykonać pierwszy ruch i skorzystać z naszej pomocy. Czasem pacjenci mówią, ze online jest jakoś łatwiej, bo rozmawiają ze swojego domu, z bezpiecznego miejsca – mówi Katarzyna Kucewicz.
Maja Herman konstatuje: – Pandemia obnażyła nasze słabości jako ludzi. Że wydaje nam się, iż jesteśmy królami życia, kontrolujemy świat. Tymczasem im szybciej uświadomimy sobie, że jesteśmy tylko jego drobną cząstką i że nie da się kontrolować wszystkiego, tym lepiej dla nas. Tym zdrowiej.
źródło: rynekzdrowia.pl