Temat podatku od cukru wraca jak bumerang. W ostatnim czasie pojawiają się przecieki, że po wyborach rząd będzie chciał wpłynąć na indywidualne wybory konsumentów i poprzez „tax sugar” chronić ich przed własną lekkomyślnością. Zakładając, że nie chodzi tylko o podreperowanie budżetu – czy taki kierunek ma sens?
W ostatnim raporcie NFZ „Cukier, otyłość – konsekwencje” (luty 2019) alarmowano, że samo tylko spożycie napojów słodzonych cukrem przedwcześnie odbiera życie około 1,4 tys. Polakom rocznie. Przez plagę otyłości do 2025 r. o 941 tys. ma zwiększyć się liczba pacjentów z cukrzycą, o 349 tys. z nadciśnieniem, a o 146 tys. ze zwyrodnieniem stawu kolanowego. NFZ wyliczył też, że koszty leczenia chorób dietozależnych mogą się zwiększyć w ciągu najbliższych sześciu lat nawet o miliard złotych.
W połowie września br. Jarosław Pinkas, Główny Inspektor Sanitarny, w rozmowie z „Dziennikiem Gazeta Prawna” zdradził, że „powstał już dokument, który może być podstawą do wprowadzenia podatku od cukru zawartego w napojach słodzonych”. Według słów Pinkasa materiał miałby zostać zaprezentowany rządowi po wyborach, bo „obecny czas nie sprzyja wprowadzaniu takich rozwiązań”. Jak tłumaczył, opracowanie pokazuje, dlaczego interwencja jest konieczna, jaki może przynieść efekt zdrowotny i na rozwiązaniach których krajów może się wzorować Polska.
– W naszej ocenie wprowadzenie podatku od cukru jest działaniem, które należy poddać dyskusji publicznej – mówi Rynkowi Zdrowia dr Grzegorz Juszczyk, dyrektor Narodowego Instytutu Zdrowia Publicznego – Państwowego Zakładu Higieny (NIZP-PZH).
Cel uświęca sięganie do kieszeni konsumentów?
„Może nam się wydawać, że go ograniczamy (cukier – red.). Jest to jednak złudne – znacząco zwiększyliśmy spożycie w innych formach, np. w słodkich przekąskach i gotowych potrawach – aż o 12 kg rocznie więcej niż przed dekadą” – czytamy we wspomnianym raporcie NFZ.
Przeciętny Polak zjadł w roku 2018 rekordową ilość cukru – ponad 51 kg. Przed wojną jedliśmy go 11 kg rocznie. W roku 1700 średnie roczne spożycie cukru w brytyjskim gospodarstwie domowym wynosiło mniej niż 2 kg.
– Badania antropologiczne pokazały, że nasi przodkowie 10 tys. lat temu spożywali 200 gramów cukru na rok – mówił dla PAP dr Daniel Śliż, lekarz z Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego. To ok. 255 razy mniej, niż obecnie zjadają Polacy! – Nie ma takiej możliwości, abyśmy zdołali się ewolucyjnie przystosować do takiej zmiany – podkreślał.
Zgodnie z aktualnymi rekomendacjami WHO dorosła kobieta o prawidłowej wadze może zjeść dziennie ok. 10 łyżeczek cukru, a mężczyzna 14. Problem w tym, że nie jemy go tylko w czystej postaci. Aż trzy czwarte pakowanej żywności w USA jest docukrzane. Półlitrowa, zwykła cola zawiera 10 łyżeczek cukru, jogurt typu light – kolejne 4-5.
Podatek od cukru funkcjonuje już w 25 krajach. W świetle niepokojących krajowych danych dot. spożycia cukru (ale i rosnących potrzeb budżetowych) jest całkiem prawdopodobne, że pojawi się także w Polsce.
Dyrektor NIZP-PZH przestrzega jednak, że taki ruch bez publicznej debaty będzie budził zbyt wiele emocji i może spowodować, że część konsumentów odbierze go jako ingerencję w ich swobodę wyboru żywności.
O idącym głównie z USA trendzie pośredniego karania za niezdrowy styl życia Rynek Zdrowia pisał szerzej pod koniec sierpnia br. Wówczas wielu ekspertów zwracało uwagę, że w dbaniu o zdrowie lepiej stosować tzw. marchewkę, a nie kij.
A jak oceniane jest samo opodatkowanie cukru?
– Amerykańscy naukowcy wskazują, że 10-procentowy podatek na napoje dosładzane jest pięciokrotnie skuteczniejszy w zmniejszaniu różnic w zdrowiu niż sama kampania edukacyjna na rzecz profilaktyki chorób układu krążenia – zaznacza dr Juszczyk. Dodaje, że w każdym państwie, które wprowadziło tego typu podatek, obserwuje się spadek w konsumpcji cukru, szczególnie wśród osób o niskim statusie społeczno-ekonomicznym.
– Dostępne badania z kilku krajów świata pokazują wyraźny trend – średnio na 10 proc. podatku przypada 10-procentowy spadek wolumenu sprzedaży – zauważa Paweł Śliwowski, analityk w Zespole Ekonomii Behawioralnej Polskiego Instytutu Ekonomicznego (PIE). Zaznacza przy tym, że w niektórych krajach spadkowi sprzedaży słodkich napojów towarzyszy wzrost sprzedaży produktów z podobnej kategorii. A to dopiero początek problemów, które może generować „tax sugar”.
(Nie)idealne narzędzie
“Podrożałoby prawie wszystko, bo nawet nie uświadamiamy sobie, że cukier jest w prawie każdym artykule spożywczym, nawet w chlebie. Podatek przyczyniłby się też do bankructwa małych firm cukierniczych. Nie spodziewam się natomiast efektów prozdrowotnych tej daniny. Chodzi tylko o to, by wyciągnąć pieniądze z kieszeni obywateli” – alarmował w połowie 2018 r. w jednym z wysokonakładowych dzienników Andrzej Sadowski, ekonomista z Centrum im. Adama Smitha.
Eksperci zapytani przez Rynek Zdrowia o ocenę wprowadzenia cukrowego podatku, choć są raczej optymistami, widzą też zagrożenia.
– Klienci mogą rzadziej kupować słodkie napoje obciążone podatkiem, ale w zamian częściej sięgać po inne słodkie produkty. Mogą pojawić się też próby obchodzenia daniny. W USA, gdzie podatek był wprowadzany lokalnie, klienci jeździli do sąsiednich miast po tańsze produkty. Niektórzy obawiają się też, że taka danina silniej dotknie rodziny biedniejsze, które spożywają więcej dosładzanej żywności – zauważa Paweł Śliwowski.
Przyznaje, że „tax sugar” wpływa na warunki prowadzenia działalności, ale „przedsiębiorcy nie są bezradni i skazani na porażkę”. – Oczywiście muszą ponieść koszty wypracowania nowych receptur, zmiany technologicznej, pozyskania dostawców. Ale to dzieje się i bez podatku. Przemysł spożywczy dostrzega zmiany w oczekiwaniach klientów i wprowadza produkty o lepszych właściwościach dla zdrowia – mówi.
„Mieszane uczucia” ma dr Danuta Gajewska, prezes Polskiego Towarzystwa Dietetyki (PTD). – Nie można wykluczyć scenariusza, w którym przy większych wydatkach na słodkie produkty zmniejszą się np. wydatki na warzywa i owoce. Mam też wątpliwości, w jaki sposób mogłyby być wydane pozyskane z podatku fundusze – ocenia.
– Warto rozważyć, czy wprowadzając podatek od cukru nie będziemy jednocześnie promować żywności typu light, z naturalnymi lub sztucznymi substancjami słodzącymi. W pewnych sytuacjach wybór mniej kalorycznej żywności może być korzystny. Jednak nie mamy już takiej pewności w przypadku wpływu słodzików na zdrowie wrażliwych grup populacyjnych, np. małych dzieci, kobiet ciężarnych. Nie chodzi też o to, by podtrzymywać „słodkie wybory” konsumentów – podsumowuje.
Podatek skrojony na miarę
– Przede wszystkim podatek od cukru powinien być nakierowany na tzw. żywność wysokoenergetyczną, jak napoje dosładzane cukrem – wszelkiego rodzaju napoje gazowane, izotoniki, wody smakowe, ale również wyroby cukiernicze lub – w mniejszym stopniu – słodzone produkty mleczne (jogurty z dodatkami, desery słodzone). Na pewno precyzyjne podatki, takie o stałej wartości w zależności od ilości, rozmiaru lub ciężaru produktu są powiązane z większymi korzyściami zdrowotnymi niż podatki ad valorem (według wartości – red.), które są proporcjonalne do ceny – ocenia dyrektor NIZP-PZH.
Zaznacza, że część ekspertów wskazuje na potrzebę opodatkowania również zamienników cukru.
– Podatek powinien odpowiadać zawartości cukru, a nie objętości płynu, aby skłaniać ludzi do kupowania mniej słodkich produktów, a nie np. mniejszych opakowań bardzo słodkich napojów – twierdzi z kolei przedstawiciel PIE.
Dodaje, że pijąc słodkie napoje, możemy w określonym czasie przyjąć więcej cukru i kalorii, niż spożywając inne produkty. – Z podatku można wyłączyć np. soki owocowe, które zawierają wyłącznie naturalne cukry z owoców czy napoje mleczne – zaznacza Śliwowski. Wyjaśnia, że jednym z argumentów są dodatkowe korzyści zdrowotne typu witaminy i mikroelementy w sokach czy wapń w napojach mlecznych.
Samą wyższą ceną tej walki nie wygramy
Według szefa NIZP-PZH bez zaplanowania kampanii edukacyjnej dotyczącej skutków spożywania produktów z dużą zawartością cukru i celu wprowadzania podatku, nie warto rozpoczynać zmian. – To warunek podstawowy – podkreśla.
Dr Gajewska zauważa, że edukacja powinna być ważną misją społeczną mediów publicznych, m.in. telewizji i radia. Rekomenduje, by w przedszkolach, szkołach i POZ-ach pojawili się dietetycy. – Kształcimy dietetyków na poziomie akademickim, a nie tworzymy dla nich miejsc pracy – ubolewa.
– Może zamiast wprowadzenia podatków od dosładzanych produktów stworzyć system promocji i obniżenia podatków dla żywności takiej jak warzywa, owoce czy produkty z całego ziarna? – proponuje.
Jak zauważa Śliwowski, w walce z niezdrowymi nawykami duży potencjał mają narzędzia ekonomii behawioralnej.
– Jedna z największych sieci fast-food na świecie zbadała ostatnio, jak kolejność wyświetlania napojów na ekranach stanowisk samoobsługowych wpływa na sprzedaż. Wystarczyło na pierwszym miejscu w menu umieścić napój bez cukru, aby jego sprzedaż wzrosła. Klienci rzadziej też wybierali słodki odpowiednik, który przeniesiono na dalszą pozycję – mówi.
Podpowiada, że sprzedaż słodkich napojów spada również, gdy są bardziej intuicyjnie oznakowane, np. odwołują się do czerwonego światła stop, które sygnalizuje wysoką zawartość cukru. – Ludzie kupują także mniej słodkich przekąsek, gdy duże sieci handlowe usuwają je z ekspozycji przy kasach – dodaje.
Szefowa PTD podsumowuje, że model „podatek od cukru plus edukacja” może być skuteczny, ale „jeżeli edukacja będzie oznaczała tylko drukowanie ulotek, które zostaną wyrzucone do kosza, to walki z niezdrowymi nawykami żywieniowymi Polaków nie wygramy”.
źródło: rynekzdrowia.pl