Minister zdrowia Adam Niedzielski zapowiada wzmocnienie profilaktyki. Nie wyklucza, że część badań diagnostycznych może zostać włączona do medycyny pracy. Staną się wtedy obowiązkowe. Nie byłaby to pierwsza próba wprowadzenia w Polsce swoistego profilaktycznego przymusu.
Profilaktyka. Niedzielski: dobrowolność nie jest dobrym rozwiązaniem

– Przygotowaliśmy program Profilaktyka 40+, który nie cieszył się popularnością taką, jakbyśmy chcieli i dlatego zdecydowaliśmy się na przeformułowanie tego programu. W tej chwili prowadzimy badania ankietowe wśród tych, którzy skorzystali i tych, którzy nie skorzystali z badań w ramach tego programu – mówił minister zdrowia Adam Niedzielski 25 kwietnia podczas 14. Europejskiego Kongresu Gospodarczego.

– Jednocześnie dochodzimy powoli do wniosku, że tutaj dobrowolność nie jest dobrym rozwiązaniem, że trzeba zbudować takie mechanizmy, które będą z profilaktyki czyniły pewnego rodzaju przymus. Dlatego chcemy wiązać to z kwestią medycyny pracy – zapowiedział szef resortu zdrowia – dodał szef resortu.

Pomysł wprowadzenia niektórych badań diagnostycznych jako obowiązkowych – w ramach medycyny pracy – nie jest nowy. Przypomnijmy, że marcu 2010, za rządów PO, do uzgodnień wewnętrznym w Ministerstwie Zdrowia – kierowanym wówczas przez Ewę Kopacz – trafił już nawet projekt rozporządzenia, przewidującego, że mammografia i cytologia byłyby obowiązkowymi badaniami okresowymi dla pracujących kobiet.
Rozporządzenie ws. obowiązkowej mammografii i cytologii trafiło do kosza

Projekt wywołał ogromne emocje i protesty. Badania miały być wykonywane w ramach medycyny pracy, ale finansowane przez NFZ (a nie pracodawców).

W opinii Pracodawców RP poważne wątpliwości budziło włączenie badań tego rodzaju do katalogu badań okresowych. Ich celem jest stwierdzenie zdolności do wykonywania określonej pracy, a profilaktyka w zakresie cytologii i mammografii nie są przecież związane ze świadczeniem pracy.

Z kolei posłanka Iwona Arent (PiS) zwracała uwagę, że “w krajach europejskich badania te nie są wpisane do obowiązkowych badań okresowych. Tylko w Polsce padł pomysł zakazu pracy przez kobietę, która cytologii nie zrobiła”.

– W Europie z nowotworami walczy się na kilka sposobów, między innymi przez obowiązek wykonywania badań profilaktycznych obwarowany sankcją podwyższenia składki zdrowotnej.

W Szwecji kobieta ma prawo z badań zrezygnować, musi tylko powiadomić ośrodek, w którym jest zapisana. Jeśli tego nie zrobi i nie stawi się na badanie, płaci karę 120 koron. Jeśli powiadomi, że rezygnuje, po prostu dostanie kolejne zaproszenie za rok – pisała posłanka Iwona Arent w interpelacji do Ministerstwa Zdrowia.

W związku z licznymi wątpliwościami, przede wszystkim natury prawnej, rozporządzenie dotyczące obligatoryjnej (w ramach medycyny pracy) mammografii oraz cytologii ostatecznie trafiło do kosza.
Onkolodzy: włączmy badania przesiewowe do zakresu medycyny pracy

Jednak problem wciąż bardzo niskiej zgłaszalności Polek i Polaków na badania w kierunku wykrywania nowotworów oraz wielu innych groźnych chorób, pozostaje aktualny.

Wielu specjalistów nie ukrywa, że jego rozwiązaniem może być pewna forma obligatoryjności diagnostyki w wybranych obszarach terapeutycznych.

– Uważam, że badania przesiewowe dotyczące, między innymi nowotworów kobiecych powinny być włączone do zakresu medycyny pracy (obowiązkowych badań okresowych – red.). Pracodawca ma prawo dbać o zdrowie pracowników – zaznaczyła prof. Joanna Didkowska, kierownik Zakładu Epidemiologii i Prewencji Nowotworów i Krajowego Rejestru Nowotworów w Narodowym Instytucie Onkologii w Warszawie podczas ubiegłorocznej debaty redakcyjnej Rynku Zdrowia dotyczącej nowotworów kobiecych.

– Nie widzę żadnego powodu, by nie uzależniać, na przykład wysokości składki ubezpieczenia zdrowotnego lub wydania zaświadczenia o zdolności do pracy od przystąpienia dobrze udokumentowanych i jednoznacznie rekomendowanych badań profilaktycznych czy diagnostycznych – uważa prof. Paweł Blecharz, kierownik Kliniki Ginekologii Onkologicznej w krakowskim Oddziale Narodowego Instytutu Onkologii.

– Tylko takie podejście może zmusić część naszego społeczeństwa do poddawania się tym badaniom. Pomyślmy o tym, aby nie zabierając nikomu wolności, jednak powiększać liczbę pacjentów badanych w kierunku chorób nowotworowych – podkreślił prof. Blecharz w trakcie wspomnianej debaty.
Pacjentki są nie w pełni diagnozowane

Z kolei prof. Mariusz Bidziński, konsultant krajowy w dziedzinie ginekologii onkologicznej, kierownik Kliniki Ginekologii w Narodowym Instytucie Onkologii w Warszawie informował nas, że z zestawień gromadzonych przez NFZ wynika, iż tylko ok. 30 proc. chorych miało w Polsce wykonane badania genetyczne w kierunku mutacji w genach BRCA1/2, drastycznie podnoszącej ryzyko raka jajnika.

– Świadczy to o bałaganie w naszym systemie, który powoduje, że pacjentki są nie w pełni diagnozowane, co oczywiście odbija się negatywnie na odległych wynikach leczenia – podkreślał konsultant krajowy w dziedzinie ginekologii onkologicznej.

– Dla porównania, w Holandii badaniami genetycznymi w kierunku mutacji BRCA1 i BRCA2 objętych jest aż 95 proc. pacjentek. Tam nie ma już dobrowolności w tej kwestii. Jest natomiast określony standard postępowania. Nie poddając się takiemu badaniu można się narazić na różnego rodzaju przykrości w ramach sytemu prawnego – podsumował prof. Mariusz Bidziński.
Profilaktyka najtańszą metodą zapobiegania chorobom

– Dla mnie zdecydowanie najważniejszym priorytetem w systemie ochrony zdrowia jest zdrowie publiczne i wszystko to, co jest z nim związane – w tym, m.in. profilaktyka oraz bardzo wczesna edukacja zdrowotna – mówił Rynkowi Zdrowia we wrześniu 2019 prof. Andrzej Fal, prezes Polskiego Towarzystwa Zdrowia Publicznego.

– To najtańsza, a zarazem bardzo efektywna metoda ograniczania zapadalności na większość schorzeń, które są przyczyną ok. 93 proc. przedwczesnych zgonów w Polsce, czyli nieinfekcyjnych chorób przewlekłych – podkreślał prof. Fal.

źródło: rynek zdrowia.pl