W efekcie cały misterny plan poszedł w to samo miejsce, gdzie znalazł się pomysł niejakiego „Siary” Siarzewskiego.
Wszyscy mieli się obecnego premiera bać, a zaczęli się z niego śmiać – o głosowaniu w sprawie o dekryminalizacji aborcji pisze Stanisław Janecki w najnowszym numerze tygodnika „Sieci”.
Budząca wiele emocji dyskusja na temat aborcji trwa. Ścieranie się przeciwstawnych poglądów znalazło swoje odbicie także na sali sejmowej, gdzie posłowie głosowali w sprawie projektu o dekryminalizacji aborcji. Przegrana rządu była tym dotkliwsza, że przeciwko nowym przepisom zagłosowało aż 24 posłów PSL.
Premier Tusk zakładał, że depenalizacja przejdzie w parlamencie, a potem ustawy nie podpisze prezydent Andrzej Duda, co ten zresztą zapowiedział. I to weto zostanie rozgłoszone pod niebiosa z sugestią, że w wyborach prezydenckich w 2025 r. nie wolno głosować na kandydata PiS, gdyż on też zablokuje depenalizację i wszelką liberalizację aborcji, jeśli zwycięży w tej elekcji. Nawet jeśli porażka obciąża obecny układ rządzący, to on się poprawi, a gdyby wygrał kandydat KO (Trzaskowski lub sam Tusk), nie będzie już żadnych przeszkód. Tyle że spektakularna klapa weszła już do publicznej debaty i rzuca głęboki cień na domniemaną sprawczość Donalda Tuska oraz stworzonej przez niego większości. Politycznie premier poległ, i to w sposób, który go wręcz ośmiesza oraz kompromituje – pisze Janecki.
Głosowanie w sprawie aborcji miało być pokazem siły i sprawczości rządu Tuska, a stało się obrazem jego klęski. Kolejna porażka to zwolnienie z aresztu Marcina Romanowskiego, byłego wiceministra sprawiedliwości.
Miał być sukces aborcyjny – „dowiezienie” obietnicy, a jednocześnie skuteczna i spektakularna zemsta na politycznym wrogu, poczynając od widowiskowego zatrzymania, kończąc na orzeczeniu tymczasowego aresztu. Obietnicy nie „dowiózł”, zemsta zderzyła się z prawem nie takim, jak je premier rozumie, tylko takim, jakie obowiązuje. W efekcie cały misterny plan poszedł w to samo miejsce, gdzie znalazł się pomysł niejakiego „Siary” Siarzewskiego (granego przez śp. Janusza Rewińskiego) w filmie „Kiler-ów 2-óch”. Na co Donald Tusk się spektakularnie „wściekł”, czym dał powód do kolejnej serii kpin – podsumowuje publicysta tygodnika „Sieci” .
Po głosowaniu przegranym trzema głosami, należało znaleźć winnych tej sytuacji. Odpowiedzialnością obarczono zatem trzech posłów Koalicji Obywatelskiej, którzy oddali głosu: Romana Giertycha, Waldemara Sługockiego i Krzysztofa Grabczuka.
Nie chodziło nawet o to, czy faktycznie są oni czemuś winni, tylko żeby pokazać, jaki jest stanowczy i zdeterminowany. A skoro fakty nie miały znaczenia, winny Grabczuk okazał się niewinny, gdyż przebywał w szpitalu. Winny Sługocki nadal pozostał winny, mimo że służbowo przebywał w USA. Przestał być wiceministrem rozwoju i technologii, więc prowadząc rozmowy w NASA, nagle stał się osobą prywatną zawracającą głowę poważnym ludziom, co rządowi Tuska i samemu premierowi nie przysporzyło powagi. Realnie winny okazał się więc tylko Roman Giertych, za którego Tusk ręczył, że prędzej odda mandat posła, niż złamie klubową dyscyplinę. Premier wyszedł na tym poręczeniu jak pierwsza naiwna. Wszyscy mieli się go bać, a zaczęli się z niego śmiać – podkreśla Janecki
Czy owocna współpraca między Donaldem Tuskiem i Romanem Giertychem jest jeszcze możliwa? A może autorytet Donalda Tuska jako premiera wyczerpał się? Jak potoczy się dalsza dyskusja w sprawie aborcji?
źródło: sieciprawdy.pl