W czasie epidemii COVID-19 przy przyjęciach do szpitala jedynie testy PCR dają największą pewność, że SARS-CoV-2 zostanie w porę wykryte u pacjenta, tak by nie doszło do przeniesienia zakażenia na szpital. Są szybkie 45-minutowe testy PCR, ale to nowość, jeszcze ich nie mamy – mówi dr hab. n. med. Jerzy Jaroszewicz, kierownik Oddziału Obserwacyjno- Zakaźnego i Hepatologii Szpitala Specjalistycznego nr 1 w Bytomiu.

W szpitalu sprawdzaliśmy dwa rodzaje innych metod niż PCR. Sprawdzaliśmy koreańskie testy serologiczne, które otrzymaliśmy od pana wojewody. Czułość tych testów to około 85 proc. Wyniki dodatnie w tym teście były wykrywane od 5-8 dnia choroby. Test nie nadaje się do diagnostyki etapu wczesnego zakażenia SARS-CoV-2.

Drugi test, który stosowaliśmy w szpitalu to tzw. szybki test antygenowy. Otrzymaliśmy je do sprawdzenia od Ministerstwa Zdrowia. Niestety, a przykro mi to bardzo powiedzieć, kilka testów u pacjentów z koronawirusem wyszło ujemnych. Na stronie Ministerstwa pojawiła się już informacja, że te testy będą reklamowane u producenta, bo nie spełniają standardów.

Zatem serologia dzisiaj nie wydaje się mieć ma zastosowania w diagnostyce fazy ostrej COVID-19. Te testy mogą wskazywać na przebycie zakażenia.

Testy PCR potrzebne szpitalowi i pacjentom

Dla celów diagnostycznych pozostają metody PCR. Istnieją szybkie metody PCR i to jest najbardziej obiecująca technika.

Najbardziej zachęcającą metodą są testy Xpert Xpress SARS-CoV-2 wykonywanie w analizatorach amerykańskiej firmy Cepheid. Uzyskanie wyniku trwa 45 minut. Są to testy zatwierdzone przez FDE i EMA. Jest dystrybutor polski. Z moich informacji uzyskanych od dystrybutora wynika, że w tej chwili na aparat czeka się ok. 8 tygodni, co wynika ze zwiększonego zapotrzebowania.

Uważam, że posiadanie przez szpitale własnej aparatury do testów PCR na koronawirusa dałoby najlepszą możliwość skutecznego triażu pacjentów, a kolejna możliwość to podpisanie umowy przez szpital bezpośrednio z laboratorium, by uzyskać możliwość ekspresowego wykonywania testów.

Moim zdaniem, jeżeli szpital chce maksymalnie ograniczyć ryzyko, że koronawirus nie znajdzie się w oddziale, to u pacjentów przed przyjęciem muszą być wykonywane testy PCR.

Trzeba pamiętać, że okres wylęgania choroby to 5-7 dni. W tym czasie pacjent może zakażać innych, sam nie mając objawów, serologia w tym czasie jest zwykle ujemna. Wynik testu PCR dodatni może się pojawiać już od 3 doby choroby. Generalnie wykonywanie testów PCR zaleca się po dopiero 7 dniach od kontaktu. Zatem i przy takim postępowaniu ryzyko kontaktu z zakażonym pacjentem i tak istnieje.

Niestety diagnostyka nie jest idealna i nawet PCR ma czułość ograniczoną. Jeśli wymaz jest pobrany zbyt wcześnie – wynik może być fałszywie ujemny. Już teraz w szpitalu rutynowo wykonujemy dwa testy PCR, jeden po drugim w pewnym odstępie czasu i rtg klatki piersiowej, żeby wykluczyć COVID-19. Po jednym ujemnym wyniku testu PCR jeszcze nie wykluczamy takiego ryzyka. Natomiast z punktu widzenia szpitali takich gdzie się przyjmuje chorych planowych, bezobjawowych, myślę, że jeden test PCR wystarczy, dwa – byłoby jeszcze lepiej, ale to jest nierealne.

Głównym czynnikiem ryzyka zakażenia jest kontakt z osobą zakażoną, ale o tym kontakcie pacjent musi wiedzieć. Jeśli pacjent miał kontakt z osobą, która nie wiedziała o swoim zakażeniu albo sam pacjent nie przyznał się do takiego kontaktu, to wywiad epidemiologiczny przed przyjęciem do szpitala nie jest w stanie niczego wykryć.

Testowanie jest zdecydowanie bezpieczniejszym rozwiązaniem niż sam wywiad, nawet jeśli pacjent jest przyjmowany do szpitala podzielonego na strefy, bo sam wywiad może być obarczony nieprawdą. Są pacjenci, którzy celowo nie mówią o kontakcie, bo obawiają się, że nie zostaną przyjęci do szpitala.

Odporność po przechorowaniu COVID-19 nie będzie trwała

Gdybym miał możliwość wyboru, zawsze wybrałbym testowanie. Wiemy, że to jest dodatkowy koszt i problem logistyczny.

Wniosek jest taki dla dyrektorów szpitali, że powinniśmy zabiegać by NFZ refundował testy pacjentom. Musimy prosić NFZ, żeby refundował testy wykonywane własnymi aparatami PCR, i to również u bezobjawowych pacjentów. Oficjalnie minister mówi, że testowanie powinno być jak najszersze. Nie możemy się zgodzić na to, żeby koszty testowania spadły na szpitale. Finansowanie testów przy użyciu posiadanych przez szpitale aparatów pozwoliłoby na uruchomienie testowania we własnym zakresie. To da większą szansę na opanowanie epidemii, w innym wypadku będzie ciężko.

To o czym mówimy jest istotne także dlatego, że trudno oczekiwać, by odporność na kolejne zachorowanie na COVID-19 była dożywotnia. Doświadczenia oparte o występowanie innych koronawirisów wskazują, że odporność pochorobowa się pojawia, natomiast jest czasowa. Tu otwarte pozostaje zatem pytanie czy odporność po przechorowaniu COVID-19 będzie np. 12 miesięczna czy dłuższa. Tego nie wiemy, bo koronawirusa SARS-CoV-2 znamy zbyt krótko.

Zapewne odporność pojawi się u większości osób, które przeszły COVID-19, ale niekoniecznie będzie ona dożywotna. Przechorowanie nie zastąpi szczepionki. Gdy się pojawi zapewne będzie musiała być podawana w cyklach, tak samo jak szczepionka przeciwko grypie; być może raz do roku, ale i tego nadal nie wiemy.

źródło: rynekzdrowia.pl