W wielu spółdzielniach mieszkaniowych czynsze wzrosły o kilkadziesiąt proc., a ludziom niemającym pieniędzy na opłaty zaczynają grozić eksmisje. Tymczasem rządzący okłamali nas, że wzrost opłat za ciepło nie przekroczy 42 proc. Jest dużo, dużo więcej.13 stycznia 2023 r., Anna Moskwa zapowiada: – Niedługo przedstawimy dodatkowe przepisy, które mocniej będą chronić odbiorców ciepła. Zapewnimy rekompensaty i ograniczymy podwyżki dla obywateli.

30 sierpnia 2022 r., ta sama Anna Moskwa obiecywała: – Rachunki za ciepło mogą wzrosnąć maksymalnie o 42 proc. Dla przedsiębiorców, którzy podnieśliby bardziej ceny, będą kary.
Rząd kłamie

Mamy więc dziś do czynienia z sytuacją, w której minister klimatu i środowiska obiecuje coś, co obiecywała już niemal pół roku temu. Niestety, słowa nie dotrzymała. Ceny ciepła poszybowały dramatycznie.Najbardziej uderza to w mieszkańców spółdzielni mieszkaniowych: ogrzać trzeba bowiem nie tylko mieszkania, za co się płaci, lecz także tereny wspólne spółdzielni – za co ludzie też płacą. Często zaś bloki spółdzielcze są “zachłanne” na ciepło znacznie bardziej niż np. nowo budowane budynki mieszkalne – przecież gdy je budowano, mało kto myślał o oszczędzaniu energii.

Dodatkowo samofinansowanie się spółdzielni opiera się na tym, że jeśli część osób nie zapłaci (bo np. nie będą mieli pieniędzy na wyższe opłaty), to jeszcze więcej zapłacić będą musieli pozostali. Niekończąca się saga podwyżek.Jak wzrosły opłaty za ciepło? To zależy od spółdzielni. W przytłaczającej większości jednak znacznie bardziej niż o 42 proc.Dla przykładu: w “mojej” warszawskiej Spółdzielni Mieszkaniowej “Bródno” na początku 2022 r. stawka za jeden gigadżul wynosiła 47,54 zł. Tyle też było 30 sierpnia 2022 r., gdy minister Moskwa składała swoją deklarację.

Od 1 stycznia 2023 r. stawka wynosi już 106,27 zł.

Obiecano wzrost o maksymalnie 42 proc. W rzeczywistości wzrost wynosi 123,54 proc.

I, żeby była jasność, to nie jest odosobniony przypadek. Wzrost stawek rzędu 100-150 proc. to standard w większości spółdzielni.Powiedzmy wprost: rząd nas okłamał.
Winni prezesi

Na początku sierpnia 2022 r. pisałem, że spółdzielców w Polsce czeka dramat. Wieszczyłem to, co się właśnie stało.Wskazałem wówczas również, że tak jak bez trudu można znaleźć wiele moich tekstów i opinii, w których bezlitośnie oceniam zarządzających spółdzielniami i pokazuję prezesowskie patologie, tak warto być uczciwym i powiedzieć głośno: w obecnych podwyżkach i tych, które pojawią się niebawem, nie ma winy prezesów. Ba, wielu z nich robi, co może, by podwyżki dla mieszkańców były możliwie najniższe. Bo prezesi doskonale wiedzą, że ludzki gniew w pierwszej kolejności zostanie skierowany przeciwko nim.Poprzez deklaracje bez pokrycia rząd jeszcze mocniej dokopał prezesom spółdzielni. Ludzie, którzy wyjmują dziś informacje o wzroście opłat po 200, 300, 400 zł miesięcznie, uważają, że to władze kooperatywy bądź źle zarządzają, bądź chcą “nakraść”. Wielu spółdzielców pamięta przecież rządowe deklaracje, że opłaty za ciepło nie wzrosną o więcej niż 42 proc. Gdy więc pracownicy spółdzielni im mówią, że jest tak drogo, bo opłaty za ciepło wzrosły o ponad 120 proc., przeciętna osoba uważa, że w spółdzielni kłamią. Tymczasem kłamał polski rząd, obiecując, że ludzi ochroni, a w praktyce ludzkie dramaty zlekceważył.
Widmo eksmisji

W zasobach zarządzanych przez spółdzielnie mieszkaniowe mieszka od 8 do 10 mln Polaków. Znaczna część budynków wymaga remontów – powstały w laSą też nieoptymalnie zasilane w energię, bo gdy projektowano te betonowe klocki, nikt nie myślał o oszczędzaniu ciepła, prądu, gazu, wody.

Drastyczne podniesienie opłat oznacza, że mniej pieniędzy będzie na remontowanie budynków i ich unowocześnianie energetyczne.Jak już bowiem wskazywałem w sierpniu zeszłego roku, spółdzielnia mieszkaniowa remontuje budynki co do zasady z tzw. funduszu remontowego. Jest to po prostu składka mieszkańców – każdy w czynszu płaci po 2, 3, czasem 4 zł miesięcznie za każdy metr kwadratowy swojego mieszkania. I teraz spółdzielnie stoją przed pytaniem: czy zwiększać stawki na fundusz remontowy, czy nie? Zwiększenie oznacza jeszcze wyższe opłaty. Niezwiększanie to z kolei w praktyce uszczuplenie budżetu na remonty, bo gdy ma się tyle samo pieniędzy, co kilkanaście miesięcy temu, ale materiały i robocizna są droższe o kilkadziesiąt procent – robót można wykonać mniej.I – dla jasności – nie oczekiwałem i nie oczekuję, że Anna Moskwa wciśnie magiczny guzik z napisem “niższe ceny”. Wiem, z czego wynika wzrost kosztów energii. Ale niepoważne jest wielokrotne składanie tej samej obietnicy, niewywiązywanie się z niej i przerzucanie odpowiedzialności na innych. Ostatecznie zaś nieistotne jest, przez kogo ubogim mieszkańcom spółdzielni mieszkaniowych widmo eksmisji zajrzy zaraz w oczy. Bo że zajrzy, jestem niestety pewien.

źródło: wp.pl