Na początku lipca co drugi hotel w Polsce odnotował frekwencję poniżej 30 proc. Wbrew obiegowym opiniom nie jest to wina cen – 60 proc. hoteli ma niższe ceny za pokój niż w zeszłorocznym sezonie. Brakuje im przede wszystkim gości z zagranicy.
Mało optymistyczny początek wakacji w hotelach – wynika z ankiety Izby Gospodarczej Hotelarstwa Polskiego. Według badania, 60 proc. hoteli ma niższe ceny za pokój niż w zeszłorocznym sezonie. Niezadowalające wyniki początku wakacji sprawiły, że ponad połowa hoteli zysku spodziewa się nie wcześniej niż 2022 roku.
Działalność wznowiła już zdecydowana większość hoteli (93 proc.). Choć w czerwcu liczba gości w hotelach zwiększyła się w porównaniu do maja br., to jednak średnia frekwencja w hotelach wciąż pozostaje na niskim poziomie. Aż 6 na 10 obiektów odnotowało średnią frekwencję poniżej 30 proc. W pierwszym tygodniu wakacji (29 czerwca – 5 lipca) wskaźniki wzrosły, ale nadal połowa hoteli nie przekroczyła frekwencji 30 proc.
Zdecydowana większość otwartych hoteli obniżyła ceny w stosunku do ubiegłego roku. Tylko jedna piąta utrzymała ceny na zeszłorocznym poziomie.
Brak “dewizowców”
Na bardzo niskim poziomie utrzymuje się ruch gości zagranicznych – udział poniżej 10 proc. odnotowało aż 93 proc. hoteli. Podobnie wygląda sytuacja z gośćmi konferencyjnymi, których udział nie przekracza 10 proc. w 9 na 10 hoteli.
Kiepsko wygląda też najbliższa przyszłość branży. 70 proc. hoteli deklaruje stan rezerwacji na lipiec nieprzekraczający 40 proc. posiadanych pokoi. Odpowiednio dla sierpnia jest to już 84 proc. hoteli, a dla września 93 proc.
Wpływa to na redukcję zatrudnienia. Trudno znaleźć dziś hotel, który nie zwalniał pracowników. Ponad połowa ankietowanych hoteli (56 proc.) ma trudności związane z utrzymaniem płynności finansowej. 95 proc. hoteli nie przewiduje osiągnięcia zysku z działalności operacyjnej wcześniej niż na koniec przyszłego roku, a 52 proc. nie wcześniej niż w 2022 roku.
Stosunkowo najmniej boją się właściciele obiektów w popularnych miejscowościach, np. Kołobrzegu czy Świnoujściu, ale przecież i tam nie ma gwarancji frekwencji. Wystarczy dłuższe zepsucie pogody, zaostrzenie zasad sanitarnych czy po prostu fakt, że Polacy postanowią jednak jechać autem nad Adriatyk lub przełamią strach przez samolotem i polecą w dowolne miejsce w Europie. Promocje ogłaszane przez linie lotnicze z pewnością pomogą podjąć taką decyzję.
Już zupełnie najgorsza sytuacja jest w obiektach nastawionych na gości biznesowych i konferencyjnych. Według ostrożnych prognoz ruch w tym biznesie pojawi się jesienią, o ile oczywiście firmy zaczną wysyłać pracowników w podróże służbowe i będą pojawiać się zamówienia na organizację spotkań i konferencji. Ale to prawdopodobnie nie będzie to, co przed epidemią. Popularność telekonferencji może położyć kres zwłaszcza tym mniej istotnym wyjazdom służbowym.
źródło: money.pl