Wśród lekarzy i naukowców związanych z medycyną nie brakuje krytycznych głosów dotyczących szczepionek przeciwko koronawirusowi. Ich zdaniem obywatele mają prawo do pełnej informacji dotyczącej zysków i ryzyk związanych z zaszczepieniem się, a rząd czy NIL nie powinni zamykać im ust, bo działają dla dobra pacjentów.
– Bardzo dziękuję za możliwość wypowiedzenia się na temat szczepionki z perspektywy lekarza, który od 20 lat zajmuje się wyłącznie badaniami klinicznymi nad nowymi lekami w różnych wskazaniach internistycznych. Jestem entuzjastką szczepionek (trójka moich dzieci jest wyszczepiona absolutnie na wszystko), ale sceptykiem jeśli chodzi o brak wiarygodnych wyników badań klinicznych w odniesieniu do proponowanych szczepionek na Covid-19 – mówi Rynkowi Zdrowia dr n. med. Katarzyna Landa, lekarz internista.
– Żebym chciała się zaszczepić i polecić tę formę walki z pandemią innym, musiałabym stracić pamięć, czyli wiedzę zdobywaną przez 45 lat nauki lub musiałaby zostać ogłoszona Nagroda Nobla dla naukowca, który potwierdziłby brak kontaktu między RNA a DNA komórki – mówi nam z kolei prof. Krystyna Lisiecka-Opalko, lekarz stomatolog.
Lekarze listy piszą, NIL ostrzega
Zbiorcze głosy lekarzy i naukowców związanych z medycyną, a kwestionujące obecną politykę walki z koronawirusem, w tym szczepionki przeciw Covid-19, szeroko wybrzmiały w przestrzeni publicznej co najmniej dwukrotnie.
Najpierw pojawiło się pismo zatytułowane “List otwarty polskich lekarzy, naukowców i pracowników służby zdrowia do polskich władz oraz mediów”, datowane na 5 października. Autorzy listu uważają, że “nie ma już medycznego i naukowego uzasadnienia dla kontynuacji stosowanych obostrzeń”. Według nich trwające zarządzanie kryzysowe stało się nieproporcjonalne do zagrożenia i powoduje „więcej szkody niż dobra”. Pod listem podpisało się (według portalu fakenews.pl) 101 lekarzy różnych specjalizacji (w tym epidemiolog i specjalista chorób zakaźnych) i 39 lekarzy dentystów.
Później na stronie apelnaukowcowilekarzy.pl i petycjeonline.pl opublikowano “Apel naukowców i lekarzy w sprawie szczepień na koronawirusa SARS-CoV-2” (z 30 listopada), skierowany m.in. do prezydenta, premiera i ministra zdrowia. Autorzy wyrażają “zaniepokojenie perspektywą masowych szczepień na koronawirusa SARS-CoV-2 szczepionkami, które nie zostały właściwie zbadane”. Pod apelem widnieją 64 nazwiska; 29 osób ma tytuły naukowe, wielu innych legitymuje się tytułami lekarza medycyny lub lekarza dentysty.
Eksperci, którzy na prośbę serwisu konkret24.pl przeanalizowali treść apelu, ocenili, że tezy w nim zawarte nie mają podstaw w aktualnej nauce i świadczą o braku fachowej wiedzy autorów pisma.
Z kolei prezes NIL uznał treść listu za manipulację mającą na celu dezinformację, a Naczelna Izba Lekarska bada okoliczności jego powstania. To jednak nie koniec.
„W przypadku lekarzy informujących o szczepionkach w sposób niezgodny z aktualną wiedzą medyczną, będą kierowane wnioski do organów odpowiedzialności zawodowej dotyczące wszczęcia postępowania w przedmiocie odpowiedzialności zawodowej” – napisali we wspólnym komunikacie z 30 grudnia prezes Naczelnej Rady Lekarskiej prof. Andrzej Matyja i przewodniczący Komisji Etyki Lekarskiej NRL dr hab. Andrzej Wojnar.
Sęk w tym, że lekarze kwestionujący szczepienia również powołują się na naukę i lekarską etykę oraz uważają, że przed szczepieniami mogą, a nawet powinni ostrzegać.
Lekarze boją się odległych skutków ubocznych
– Zważywszy na fakt, że wirus SARS jest stosunkowo mało poznany, aczkolwiek wirusy z tej grupy są znane i badane od lat 60. ubiegłego wieku, należy przed wprowadzeniem na rynek szczepionki i masowych szczepień zapewnić rzetelne, czyli randomizowane badania, które udowodnią bezpieczeństwo i skuteczność na dużych próbach i z placebo. Badania takie zostały podjęte zarówno w Ameryce jak i Europie, ale trudno przypuszczać, że już wszystko na ten temat wiemy. Na to niestety potrzeba czasu – mówi nam dr Katarzyna Landa, internista.
Zaznacza, że takie stanowisko wynika ze specyfiki jej pracy i doświadczenia jako badaczki. – Podaję od 20 lat pacjentom, po uzyskaniu ich świadomej zgody na piśmie, leki, które badane są przed wprowadzeniem ich na rynek pod kątem skuteczności i bezpieczeństwa. Wszystkie badania wiarygodne medycznie, zgodnie z EBM, muszą być badaniami randomizowanymi, czyli pacjenci w sposób losowy otrzymują albo lek badany, np. szczepionkę, albo placebo – mówi.
Podkreśla, że nawet po wprowadzeniu danego leku na rynek prowadzi się jego dalszą obserwację (ale już bez randomizacji) na dużych grupach pacjentów przez wiele lat – w celu poszukiwania odległych skutków ubocznych, np. wpływu na płodność, zdrowie psychiczne, jakość życia itp.
– Każdy lek dopuszczony do obrotu i sprzedaży, począwszy od najprostszej aspiryny, a skończywszy na silnych lekach przeciwnowotworowych, przeszedł taką procedurę badań klinicznych – konstatuje dr Landa.
Tłumaczy, że jest absolutną entuzjastką jeśli chodzi o możliwości współczesnej technologii XXI wieku i możliwości technicznych szybkiego wyprodukowania adekwatnej szczepionki przeciwko wirusowi czy bakterii, ale jest sceptykiem w kwestii ich wpływu na ludzki organizm.
– Znane są przypadki, kiedy nawet zatwierdzone przez stosowne władze (FDA, EMA) leki zostawały wycofywane z rynku po jakimś czasie, bo ujawniały się ich późne skutki uboczne (np. leki przeciwbólowe, na otyłość i wiele innych) – zaznacza.
Wątpliwości z obszaru genetyki
– Moja wiedza oraz wiedza przekazana przez biologa i genetyka prof. Romana Zielińskiego nie pozwala mi promować szczepionek, niesprawdzonych do końca. Nie słyszałam, aby osoby przed zaszczepieniem były badane na obecność przeciwciał. Wirus mutuje, nawet ten sztucznie wytworzony – tłumaczy prof. Krystyna Lisiecka-Opalko, stomatolog.
Jej zdaniem przemiany RNA w komórce są dalekie od poznania i manipulacja nimi może zaburzyć funkcjonowanie organizmu. Twierdzi ponadto, że nie można wykluczyć, iż wprowadzona cząsteczka RNA nie ulegnie przemianom w komórkach i nie będzie reagowała „z całą masą cząsteczek RNA ludzkiego, wirusowego czy bakteryjnego”.
Prof. Lisiecka-Opalko cytuje opinię prof. Romana Zielińskiego, profesora biologii o specjalności genetyka z prawie 40-letnim doświadczeniem w pracy naukowej i dydaktycznej: „W odniesieniu do „szczepionki” na koronawirusa wprowadzone cząstki mRNA będą dodatkowo podlegać replikacji i translacji. Tak więc w „szczepionce” otrzymamy inwazyjną cząstkę, podobną do złośliwego wirusa lub złośliwych komórek nowotworowych, rzekomo dla naszego dobra. Osoby, które wahają się jeszcze przed przyjęciem tej genetycznej „szczepionki” niech uświadomią sobie, że po jej przyjęciu wprowadzą do swojego organizmu pasożytniczą cząsteczkę mRNA, podobną do wiroidów wykrytych do tej pory jedynie u roślin”.
– Musiałabym stracić pamięć, czyli wiedzę zdobywaną przez 45 lat nauki lub musiałaby zostać ogłoszona Nagroda Nobla dla naukowca, który potwierdziłby brak kontaktu między RNA a DNA komórki. (…) Każda cząstka RNA, jaka znajdzie się w cytoplazmie komórki, może zostać przekształcona na DNA i włączona do genomu – ripostuje prof. Lisiecka-Opalko.
Skoro nie szczepienia, to…
Jak tłumaczy dr Landa, nie można jednakowo traktować schorowanego starszego pacjenta mieszkającego w domu opieki i żwawego, wyrównanego klinicznie i dbającego o siebie staruszka, który jest samodzielny, nie choruje i ma dobrą odporność. Tak samo jak nie można jednakowo traktować lekarza pracującego w pierwszej linii na SORze i mającego bezpośredni kontakt z chorymi i lekarza klinicysty, który ma kontakt z wyselekcjonowanymi i zdiagnozowanymi już pacjentami albo jest głównie teoretykiem i ma kontakt z ludźmi ex cathedra.
– Jednym słowem, tak jak w każdym przypadku leczenia, jest to indywidualna ocena ryzyka case by case. Zawsze też powinna być zostawiona możliwość zaszczepienia się pacjentom przy mniejszym ryzyku – ale dlatego, że tego sobie życzą, bo uważają, że jest to dla nich dobre i potrzebne – tłumaczy.
Dodaje, że jeśli będzie wystarczająco długi okres obserwacji i znane skutki uboczne przynajmniej ze średniookresowej perspektywy, wówczas, w zależności od sytuacji epidemiologicznej, sama się zaszczepi.
Prof. Lisiecka-Opalko pyta: – Dlaczego społeczeństwo jest tak podatne na choroby? Gdzie jest profilaktyka? Dlaczego w TV są reklamowane tzw. suplementy? Dlaczego studenci medycyny czy nauki o zdrowiu nie prowadzą porad profilaktycznych w szkołach, uniwersytetach III wieku, w domach seniora czy nawet w telewizji? Czy w Polsce tylko chorujemy na Covid-19?
Z rozmów z lekarzami odnoszącymi się sceptycznie do szczepień które prowadziliśmy (także nieoficjalnie), wybrzmiewa jednak inna ważna kwestia. Nie chodzi im o merytoryczne przepychanki, kto ma rację, a możliwość informowania pacjentów, jakie szczepionka może nieść ryzyko – obecnie, ale i w przyszłości. Twierdzą, że to lekarz, który zleca szczepienie, jest najbardziej odpowiedzialny za dobro pacjenta – nie rząd czy izby lekarskie, a pacjent musi mieć pełną wiedzę, by mógł podjąć świadomą decyzję o zaszczepieniu.
Apelują też o wyważone i jasne stanowisko rządu czy NIL, ale nie wprowadzające “tylnymi drzwiami” cenzury.
źródło: rynekzdrowia.pl